OPOWIEŚĆ CZTERNASTA – MISIEK POSIADA GUZA

Zostawiliśmy Klausa, z całym szacunkiem, nad nowym problemem. Droga rozszerzała się w miarę jej przybliżania i zwężała w oddali.
Z lewej strony zbliżał się skosem do Drogi człowiek, z przekrzywioną na ramię, piegowatą głową. Wymachiwał rękami.
Dziwnym trafem (z woli autora) spotkaliśmy się w miejscu jego przecięcia Drogi.
– Cześć, jestem Misiek – zamachał rękami.
– Witamy – odpowiedziałem w imieniu Konia i swoim.
– A dlaczego podążasz Drodze wbrew? – zapytał Koń z przesadną uprzejmością. Wiecie, tak, jak się pyta o drażliwą rzecz, nie chcąc urazić pytanego.
– Czy moja Droga koniecznie musi się pokrywać z twoją, żebyś ją uznał za dobrą?
Koń nic nie odrzekł, tylko trochę się skurczył w sobie, potraktowany na odlew trafną ripostą. Uśmiechnąłem się pod wąsem, przyda mu się to, bo już go filozofia rozdymała niczym balon.
Nie tak to sobie wyobrażałem Miśka – ni w pięć ni w dziewięć mruknął Koń. –                                                     – A pingwina widziałeś? A strusia? A kultywator jak sobie wyobrażasz? A jakby osioł chciał konia zobaczyć, a daliby mu kucyka, araba i perszerona, to co by wybrał? –
Ja jestem – ciągnął dalej – Miśkiem Jedynym W Swoim Rodzaju. Zresztą, może
być miśkiem panda, wcale niedźwiedziem nie będąc, to mogę i ja… –
Koń się zapadł w sobie i wybałuszył oczy w niebo. Pomyślałem, że trochę nieporęcznie jest jechać na kucyku – idiocie, gdy Koń walnął jeszcze, równie sensownie, co poprzednio:
– Guza masz na czole. –
– Ja posiadam guza! – podkreślił Misiek, jak zwykle ruszając twarzą i wymachując rękami.
Oj, pomyślałem sobie, niedobrze! Zaraz Koń będzie gabarytów dużego psa i przyjdzie mi iść na piechotę. Pożegnałem co prędzej Miśka i ciągnąc bezwolnego i wytrzeszczonego Konia, ruszyłem dalej.
Na szczęście, Koń z każdym krokiem odzyskiwał dawną formę, więc w stosownym momencie wskoczyłem mu na grzbiet i ruszyliśmy dalej. Z prawej strony, skośnie do drogi, oddalała się sylwetka Miśka. Nagle usłyszeliśmy daleki łomot i ujrzałem postać Miśka najwidoczniej komuś złorzeczącego, bo wymachiwał srodze rękami.
– Misiek posiada dwa guzy – powiedział Koń głuchym głosem.

 

OPOWIEŚĆ RACZEJ OSTATNIA – CO SIĘ ZRESZTĄ JESZCZE OKAŻE

Siedzę sobie na kamieniu przy Drodze, czekam. Powinni tędy przejeżdżać. Zresztą, bądźmy uczciwi; na pewno tędy będą przejeżdżać, przecież to ja o tym piszę. O! Już słychać stukot kopyt.
Podjechali powoli, Rycerz zeskoczył z Konia. Podeszli bliżej.
– To koniec, prawda?- zapytał Rycerz.
– TAK – odparłem.
Uśmiechnęliśmy się wszyscy do siebie. Chwilę powspominaliśmy wszystkich spotkańców, Drogę. Wreszcie zapadło milczenie.
– No… – zacząłem – zapamiętajmy okolicę. –
Rozejrzeliśmy się uważnie dokoła, po czym przybiłem piątkę z Koniem i Rycerzem.
– Tym razem to już koniec – mówiłem dalej. Przynajmniej na razie. Zapamiętajmy okolicę; następnym razem zaczniemy od tego miejsca…

Komentarze

comments