Straszyli nas nieznajomym. Dorosłym dużym panem w szarym płaszczu. Będzie dawał cukierki. W sumie słusznie – kto normalny rozdaje za darmo cukierki?!… Ale ciekawość i przyjemność z imaginowanego, niedoprecyzowanego niebezpieczeństwa nie dawała spokoju. Byliśmy bezczelni, pewni siebie i przede wszystkim – nieśmiertelni. Poza tym dorośli przede wszystkim straszą i odsuwają od nas wszystkie przyjemności, z których sami korzystają. A nam nie pozwalają…
Widywaliśmy go co jakiś czas w parku. Zazwyczaj gdy była mgła. Szedł przygarbiony, wpatrzony w ziemię, ściskając w ręku teczkę… Przechodził i nic! Nie działo się zupełnie nic! Przebiegaliśmy mu drogę coraz bezczelniej. Zagadnięty, odpowiadał z nieobecnym uśmiechem i proponował cukierki… To był jakby klucz wyzwalacz. Ale jeden najodważniejszy wziął i … nic! Więc o co chodzi? Z czasem zaczęliśmy z nim rozmawiać… Opowiadał o jakichś dzieciach, o przygodach… Nie przywiązywaliśmy wagi do jego słów. Nudził! Zwłaszcza że często przy tym płakał. I wszystkich nas nazywał jednym imieniem…
nieznajomy

Komentarze

comments