…podobieństwo do pewnych osób
jest zamierzone i nieprzypadkowe…

Kiedy usłyszę stukanie końskich kopyt o kamienie, wiem, że niedługo wyruszę w Drogę, że czekają mnie przygody i zdarzenia, które próżno by opowiadać znajomym, czy nawet najbliższym. Wiem, że nawet ty nie raz uśmiechniesz się z niedowierzaniem albo pokręcisz głową. W takim razie lepiej od razu to odłóż. Nie wiem jeszcze, gdzie wyruszę, zresztą, jak się później okaże, nie to jest najważniejsze. Ba! To jest w ogóle nieważne! Po prostu – Droga…
Kiedy usłyszę stukanie kopyt w mojej głowie…

OPOWIEŚĆ BEZWZGLĘDNIE PIERWSZA – W KTÓREJ SIĘ POZNAJEMY

Droga. Droga jak droga. Jechaliśmy gorszymi. Nie, koń?
Łąka. Po prawej, na horyzoncie – las. Po lewej, na horyzoncie – horyzont. Przede mną czas. Za mną ślady… Korzystając z tego, że nic się nie dzieje, chciałbym się trochę przedstawić. Może cię zdziwić ten zwrot “trochę przedstawić”, ale wiem co mówię. Bo cóż by ci przyszło z tego, że powiem ci, jak się nazywam, czy jak mam na imię… Najwyżej wiedziałbyś, jak mnie zawołać. A to właściwie nic. W tym wypadku więc, zwrot “trochę” oznacza coś więcej niż personalia, których, z powodów zupełnej nieprzydatności akurat nie podam. Umówmy się: jestem Rycerz. Na Koniu. Ewentualnie W Zbroi. Tyle, co do wyglądu. Można by jeszcze mówić, czy jestem duży czy mały, silny czy słaby, biały czy czarny… Ale to chyba mniej ważne. Jadę na koniu. Ten koń jest równie mój, co ja jestem jego. Ale, że trudno, żeby on jechał na mnie, więc ja jadę na nim. Nie żebym miał jakieś uprzedzenia; po prostu jest trochę silniejszy i niejako naturalnie do tego przystosowany. Nie ukrywam, że jest to wygodne (dla mnie). Początkowo próbowałem znaleźć jakieś uzasadnienie dla siebie na wierzchu, że na przykład mogę go czesać, albo drapać za łopatką, czy karmić. Ale szybko zorientowałem się, że to naciągane. Pasie się sam, ile i kiedy chce. Jeśli chodzi o drapanie, to spokojnie może to zrobić sam. Po prostu przewraca się na grzbiet i tarza do skutku. Jest przy tym na tyle grzeczny, że mnie wcześniej uprzedza. Natomiast jeśli chodzi o czesanie, to jest to rzecz, w jego mniemaniu, najzupełniej zbędna. Jego definicja urody i estetyki konia różni się zdecydowanie od mojej. Uważa, że mechata i sczochrana sierść jest oznaką niezależności i wolności myśli, zaś ewentualną gładkość mogą podziwiać jedynie inni ludzie, na czy mu zupełnie nie zależy. Miałem mówić o sobie, a mówię o Koniu. Ale, jak powiedział jeden Mądry Badający Świat Dotykiem: “O kimkolwiek byś nie mówił – mówisz o sobie”. Tak więc znasz już mego konia. Nie, może inaczej. Znasz już Konia. Mówiąc “mego” sugerowałbym jego do mnie przynależność. A tak nie jest. Trzeba by ci widzieć moment skrzyżowania! Gdy chcę go skierować w lewo, wtedy na pewno pójdzie w prawo. Mógłbym tę cechę wykorzystywać bardzo prosto, ale po pierwsze, jest to mój przyjaciel, a tak się nie godzi postępować z przyjacielem, a po drugie, co zrobić, gdy rozstaje mają więcej niż dwie możliwości? Zwykle jest nam wszystko jedno, w którą stronę się udamy, więc każdy rzuca propozycję i następnie kurtuazyjnie ustępuje drugiemu i tego już trzyma się uparcie. Tak więc po wzajemnych zapewnieniach i zaproszeniach do marszu w wybranym przez drugiego kierunku, zwykle rzucamy monetą. To znaczy ja rzucam. Nie, żeby on miał jakieś uprzedzenia do pieniędzy, ale kopytem trochę nieporęcznie… No i proszę. Znów o Koniu…
Ale to nic. Jak zaczną się Przygody, proporcje się wyrównają i poznasz mnie po czynach.

Komentarze

comments