Często zdarza się, że ludzie znający mój stosunek do wiary/ religii usiłują mnie podpuszczać do jakichś słów lub czynów, albo sami chwalą się dokonaniami w tej materii. Nie rozróżniając jednego od drugiego. Ani chuligańskiego wybryku od aktu protestu. Rozumiem odreagowanie, ale najczęściej to dziecinna próba zwrócenia na siebie uwagi Ojca. (Niechby i ukarał, ale zwrócił na mnie uwagę! Ergo – istnieje!) Bo nie jest aktem protestu wybicie szyb w zakrystii czy naszczanie w kącie kościoła. Polska jest w kręgu tradycji cywilizacji judeochrześcijańskiej. Zmieniać tego nie ma ani potrzeby ani możliwości.

Boli i irytuje mnie brak normalnej dyskusji. Nie tej ekumenicznej, nie tej pomiędzy profesurą różnych barw. Ale tą pomiędzy ludźmi. Zabarykadowaliśmy się na swoich pozycjach i pozwalamy sobą manipulować. Zwrotem wytrychem jest „obraza uczuć religijnych”. A drugim „tolerancja”. W zależności od tego czy kościół jest w ofensywie czy defensywie.

Jeśli o mnie chodzi – chrześcijanie co dzień obrażają moje poczucie estetyki, przyzwoitości i logiki! Moje poczucie wolności! Akcja rodzi reakcję – nie mam ochoty żyć w dyktaturze katolickiej. Nikt wam się do kościoła nie wpierdala protestując przeciw mordowaniu logiki i zdrowego rozsądku, przeciw festiwalowi obłudy i hipokryzji. Odpierdolcie się więc od np. koncertu, czy teatru który wystawia obrazoburczą sztukę. Jeśli kiepska – sama padnie! A tak – napędzacie tylko swoją histerią coś, czego jedyną wartością być może jest prowokacyjny antykatolizm. Też napędzany tylko radiomaryjną histerią. Akcja – Reakcja. Czy wasz Bóg jest tak słaby i mały, że są go w stanie obrazić jakieś pokrzykiwania czy chore imaginacje reżysera? Czy jest tak małostkowy, że zaraz nas wszystkich zrówna z ziemia do siódmego pokolenia?

Symbole religijne. Nachalnie i wszędzie. Krzyż obok godła i na każdej ścianie. Nawet w wychodku i magazynie. Już nie jako symbol wiary, tylko znak posiadania. Symbol buty. Obsikanej ściany. „NASZE!” Taka ilość symboli, które mają być święte powoduje ich powszednienie i dewaluację. Staje się jednym z przedmiotów jak paprotka na parapecie i pocztówka z wakacji za ramą. Pomijam już kwestie złotego cielca i czczenie bałwanów czyli oddawanie czci przedmiotom.

Popraw mnie drogi katoliku jeślim w błędzie, ale krzyż chyba winien być w sercu, a nie na ścianie. A już na pewno nie zamiast.

Nie protestuję przeciw Bogu. Bo w niego nie wierzę. Równie dobrze mógłbym protestować przeciwko krasnoludkom. Protestuję przeciw zmuszaniu mnie do uczestnictwa.

Religia w szkołach, krzyże na każdej ścianie, ksiądz z mokrą miotłą na każdej państwowej imprezie… (za kasę). Nie protestuję przeciw Niemu ale przeciw Wam. Przeciw Waszej butnej postawie.

Protestuję przeciw ściąganiu ze mnie kasy na Waszą organizację. Co innego jest utrzymanie obiektów zabytkowych, które są częścią naszego dziedzictwa, ale nieustanne dopłacanie do kościoła z kasy państwa pod najróżniejszymi pozorami budzi mój głęboki sprzeciw. Opodatkujcie się osobiście. Wyjdzie to na dobre nam, Wam i klerowi. Będziecie mieć realny wpływ na wspólnotę, a kler zajmie stosowne miejsce dusz pasterza i sługi bożego. A nie celebryty i bezkarnego beneficjenta dóbr doczesnych. I wreszcie protestuję przeciw bezkarności. Przeciw zamiataniu pod dywan każdego wypadku samochodowego, (często po pijaku) pedofilii czy zwykłego złodziejstwa. A jeżeli się głośniej o tym powie, czy domaga sprawiedliwości, to jest to od razu „bezprzykładny w agresji atak na kościół i świętą wiarę”…

Jestem antyklerykałem. Bo akcja rodzi reakcję. Często uczestniczę, albo sam prokuruję jakieś mniej czy bardziej obrazoburcze akcje. Mniej czy bardziej smaczne lub udane. I nieodmiennie towarzyszy mi wtedy poczucie zażenowania. Że biorę w tym udział, że jestem zmuszony grać w ich grę. Bo wygląda, że mają wszystkie karty w garści – jak będę (ja i inni) kontestował to będą pokazywać żem wróg wiary i konsolidować wiernych wokół tezy ataku na kościół. Jeśli damy spokój – wezmą zupełnie wszystko. Bez przeszkód i mrugnięcia. Jeszcze się skrzywią że mało.

Trudno też o dobrą dyskusję, bo argumenty często są sofistyczne, brudne i odwołujące do niskich instynktów i pobudek. Z obu stron. Erystyka i emocje to złe połączenie. Towarzyszy mi wtedy poczucie zażenowania i przykrości. Bo mam wielu dobrych znajomych i przyjaciół, którzy są praktykującymi chrześcijanami. Szanuję ich i ich wiarę. I wiem, że sprawiam im ból. I mają ze mną kłopot.

Nie protestuję przeciw Bogu, bo w niego nie wierzę. Ale pozwólcie mi szanować waszą wiarę. Nie kupczcie nią, nie rozmieniajcie na drobne. BO JEŻELI SAMI DEKLARUJĄCY TĄŻ WIARĘ KUPCZĄ NIĄ I STOSUJĄ WYBIÓRCZO JAK IM TYLKO PASUJE, TO NIE WYMAGAJCIE SZACUNKU DLA NIEJ OD NIEWIERZĄCEGO! A przede wszystkim – nie zmuszajcie mnie do niej.

Dopóki będę musiał płacić za wszelkie ekscesy kleru tak prywatne jak i „państwowe”. Dopóki będą mi się wpierdalać do prywatnego życia, dopóki będą decydować za mnie – będę protestował. Dopóki nie będę mógł sobie powiesić na ścianie obok krzyża – godzilli, agrafki, węża, klucza francuskiego czy chociażby krzyża odwróconego – będę protestował. 

Bo jeżeli będę mógł – to znaczy, że nie będę potrzebował… 

11333248_475407892616965_81970827_o

Komentarze

comments