Na ogół jeździłem w innych rejonach miasta – kursowałem po ruchliwych arteriach centrum lub bujałem się między częścią przemysłową a peryferyjnymi osiedlami – sypialniami Miasta.
Tego ranka wszedłem na istne pandemonium – dyspozytor rwał włosy z głowy i miotał przekleństwa do kilku telefonów na raz. Okazało się że właśnie zabrakło połowy obsady motorniczych. Kogoś się dało ściągnąć w trybie alarmowym, kogoś ubłagać, by pojeździł jeszcze kilka godzin a resztę trzeba było łatać. Dyspozytor długo się wahał, drapał po głowie i cmokał. Wreszcie przydzielił mi linię 1+. Nawet nie wiedziałem że taka jest! Dał mi rozpiskę, mapkę i coś w rodzaju rady czy ostrzeżenia że to nie jest zwykła linia, i odesłał do ostatniego hangaru… Oniemiałem zobaczywszy ten wagon! Politurowane drewna, mosiężne dzwonki, terkoczące korby, ebonitowe przełączniki strzelające przy włączeniu jak z bata! I wielkie oko lampy na przodzie…
Tor był jeden – a więc po określonej trasie jeździł jeden tramwaj w kółko. W ogóle nie znałem tej części Miasta – stare kamienice, domy czy wille, często sprawiały wrażenie opuszczonych. Czasem szyny biegły tak blisko ścian, że mógłbym zrywać kwiatki z kwietników na oknach. A czasem miałem wrażenie że jadę środkiem ogrodu albo czyjegoś podwórka… Ludzi było niewielu; wsiadali i wysiadali, poruszali się powoli i dystyngowanie (zupełnie jak mój tramwaj!) rozmawiali słuchając się uważnie nawzajem, ze skłonieniem głowy w stronę mówiącego…

Poczułem zapach konwalii. Tuż za mną (widziałem w lusterku) stała dziewczyna. Spod jasnego toczka wysuwały się ciemne loki, twarz, częściowo przykryta woalką jawiła się zmysłowa i dziewczęco niewinna zarazem. Tramwaj jechał na tyle powoli, że mogłem ją obserwować. Z zachwytem. Spostrzegłem że wpatrywała się z uwagą usiłując odczytać tytuł książki która leżała przede mną, a którą czytałem w wolnych chwilach na przystankach końcowych. Podniosłem ją i pokazałem – przeczytała z uśmiechem, zapytałem czy zna… Popłynęła rozmowa o literaturze, bohaterach, trudnych wyborach… Rozmawiałem i wpatrywałem się w nią zachwycony. Coraz częściej odwracałem się do niej kiedy tylko prosty odcinek trasy na to pozwalał. Łapałem się na tym że umyka mi sens a wpatruję się w nią jak w podświetlony słońcem witraż… Miała sporą wiedzę w dziedzinie literatury ale dziwnym sposobem jej znajomość kończyła się gdzieś mniej więcej na autorach sprzed stu lat. Była bardzo zainteresowana pisarzami o których jej opowiadałem. Zdaje się że przejechaliśmy całą trasę ze dwa razy. Truchlałem przed każdym przystankiem – czy to już? Czy wysiądzie i nigdy więcej?.. Wreszcie… tak, tu już naprawdę musi wysiąść. Ale rozmawiało się wspaniale i ma nadzieję że się jeszcze kiedyś spotkamy. Ona jeździ tą trasą co dzień, więc nietrudno ją znaleźć. I uśmiechnęła się tak, że po tablicy z zegarami przebiegły niebieskie ogniki wyładowań.
Byłem najszczęśliwszym tramwajarzem na świecie! Gnałem do zajezdni dzwoniąc na każdym zakręcie, marząc że to już jutro i znów wyjeżdżam na trasę 1+.
Leniwe pogaduszki w szatni po fajrancie… Narzekania na debila który pcha się pod koła, na pogodę, dyspozytora. Zacząłem dopytywać o tą dziwną trasę. Milczenie, konsternacja i długie spojrzenia po sobie
– 1+? Nie ma takiej trasy!…-

Komentarze

comments