Pracuję od pewnego czasu w okolicznościach przyrody. Piękny stary dom w środku lasu, prawie na szczycie. Oczywiście jest zachwycająco. I dom i otoczenie… To znaczy byłoby. Gdyby nie to, że od mniej więcej siódmej rano słychać piły. Z kilku miejsc. A echo, wiatr i las tak kręcą dźwiękiem, że zdaje się – tną dookoła i coraz bliżej. A co godzinę wielki traktor ściąga skrępowane łańcuchem pnie. Wlecze je po ziemi i kamieniach jakby nie dość było upokorzenia. Starsza pani pod sklepem obserwuje kolejną wielką ciężarówe ciągnącą naczepę pełną pni. Z bolesnym wyrazem twarzy. Zagadnięta mówi, że urodziła się w domu w środku lasu. Teraz ma do lasu kilka kilometrów.
panie, teroz to już mało kto tu co insze robi! Wszystkie przy zrywce! –
Przez trzy ostatnie kilometry jest siedem tartaków. Wszystkie jęczą, wyją i sypią wiórami. Pracują na pełną parę. Niekiedy widać, że nie nadążają, bo surowe pnie zalegają plac. I puszczają gałązki… Widok łapie za gardło…
A w lesie pomiędzy wyciem pił rozlegają się wystrzały. Z każdej strony i o każdej porze. Owszem, widziałem kilka saren, ślady dzika, krążył orlik i inne ptaki. Zastanawiam się do czegóż oni tak zaciekle strzelają? Przecież nie ma tam aż tyle zwierzyny! Wygląda to jak wojna z lasem. Myśliwi mają za zadanie wytłuc wszystko co żywe, a drwale (!) wyciąć wszystko co rośnie. Z odgłosów cywilizacji dochodzi jeszcze jeden złowrogi odgłos – dzwony kościoła. Wszak to oni napędzają i sankcjonują tą hekatombę – przecież w piśmie stoi „ idźcie i zapierdolcie bez wyjątku wszystko co żywe, wytnijcie wszystko co rośnie i zatrujcie to tylko się da!” To chyba leciało coś jakoś o czynieniu sobie ziemi poddanej, ale to było może kiedyś. Teraz obowiązuje wykładnia szyszki.
Nawet za komuny o puszczę dbano. Dbały o Nią autorytety i zwykli ludzie. Mieszkańcy z niej żyli. Nawet gdy zdarzały się rajdy pijanej czerwonej hołoty, to było wstydliwie zamiatane pod dywan. Dziś jest to brane jako norma i zgoła cnota.

Powstała inicjatywa, by przez całe lato, na kolejnych szczytach, postawiwszy uprzednio krzyż, odprawiać mszę. Dobrze. Niechże się modlą gdzie chcą, jeśli taka wola i potrzeba. Ale od naocznych świadków znam relację – tak od zdeklarowanych przeciwników jak i zniesmaczonych uczestników. Nic zgoła lub niewiele miewa to wspólnego z obcowaniem z Najwyższym na łonie przyrody. Kroczący festyn pod płaszczykiem imprezy duchowej. Alkohol, tony zostawionych śmieci tak na górze jak i po drodze. Spotkanie towarzyskie, ploty, parada odzieży wierzchniej… A hałas taki, że zwierzyna długo tu nie wróci. I zwróć im uwagę – to jesteś bezbożnikiem, lewackim ścierwem, ekofaszystą itd.
Strzały i piły. Naturalne odgłosy lasu w Polsce. Siedzę w środku i zastanawiam się kiedy zacznę być zwierzyną. Chyba że prędzej stanę się drewnem. Otaczają nas…
Szyszko na wojnie z przyrodą. O bredniach i piramidalnym nepotyzmie nie chce mi się już pisać. O kuriozum pt „list córki leśniczego” i rozwinięcie o Inkę nie mogę. O pierdoleniu o bezprawnym wpisywaniu puszczy na listę UNESCO już nie potrafię…
Drodzy wyborcy PiS, czy nadal będziecie udawać ze wszystko jest w porządku? Że tych kilka nielicznych słusznych posunięć sankcjonuje ocean hucpy, nepotyzmu, paranoi i tragedii w każdej dziedzinie? Czy nadal będziecie udawać, że bardzo wam smakuje ta dodana w pakiecie marmolada z szyszek?..

PS. Ten tekst pisałem jeszcze przed decyzją speckomisji UNESCO o natychmiastowym wstrzymaniu rznięcia puszczy. Decyzja bardzo cieszy. Ale obawiam się, że nie ma to przełożenia na praktykę. A nawet jeżeli, to odbije sobie na innych lasach…

Komentarze

comments