Znów będę biadał nad upadkiem, że ach ta dzisiejsza młodzież i że za moich czasów. Obrzydlistwo. Przeraża mnie tylko, że dziadkowie i rodzice też tak robili i jeżeli oni też mieli rację?.. Wszak narzekali na nas! Ale pociesza z kolei, że arcy prapradziadowie też tak marudzili a świat się dotelepał do dziś i sugeruje że jeszcze poczłapie.
Zdolności radzenia sobie z prostymi rzeczami – tu nawet nie chodzi o fachowe dawanie sobie rady z zepsutym kontaktem na przykład, czy cieknącym kranem. Bo do tego trzeba fachowości, lub by ktoś pokazał jak (ale do tego trzeba też chęci by się dowiedzieć). Ale o jakąś podstawową odpowiedzialność za siebie, za otoczenie, za swoich bliskich. Urwany kontakt wisi na kabelku, puki jeszcze działa, nawet sypiąc iskrami, to używamy. A później bierzemy przedłużacz i ciągniemy prąd nawet z przedpokoju. Zatkał się zlew? Trudno, umyjemy naczynia we wannie, a jak stwierdzimy, że za dużo roboty to kupimy gotowe żarcie w plastyku. Drzwi się nie chcą domykać? To trzeba nimi pierdolnąć aż tynk się posypie i się zamkną…
Gotowe kanapki, gotowe dania do mikrofali powodują że później jest problem nie tylko z gotowaniem ale nawet z pokrojeniem chleba.
A kiedy było trzeba – konserwę otwierało się gwoździem albo o kamień, bułkę kroiło szkłem, smarowało czymkolwiek płaskim a każdy kant służył jako otwieracz kapsli. Jeżeli nie ma tego, co trzeba – zawsze myślało się jak wymyślić i zastosować ersatz.
Wszystko musi być dziś pokrojone w małe kawałeczki, a nawet właściwie wstępnie przeżute! Streszczenia, bryki, gotowe opracowania miast książek, byle łatwiej, byle szybciej i mniej wysiłkowo… A kiedy przypomnę sobie opis dawnej szkoły, programu i wymagań z książek Żeromskiego, gdzie łacina i greka i przedmioty ścisłe i komputerów brak itd. itd. I żadnych psychologów i jeszcze kary cielesne! Nie mówię że tęsknię, ale stopień trudności i poziom wymagań niewspółmierny! I dawali radę. Dzisiejsza redukcja oczekiwań i wymagań, stopień ułatwień jeszcze miałby sens, gdyby śpieszyć się do jakiegoś ważnego zadania. Do pasji której chce się poświęcić życie a nieistotne i przeszkadzające a niestety niezbędne czynności zabierają tylko czas. Einstein nie nosił skarpetek bo cała ta heca jest niepotrzebna i zabiera czas. A buty, gdy już ściął obcasy od chodzenia, to przemieniał prawy na lewy. Szkoda czasu na pierdoły! Ale zastanawiam się, co świat robi z tym czasem, który zaoszczędził na gotowaniu, czytaniu czy naprawie gniazdka. Który zarobił na szybszym przemieszczeniu się z punktu A do punktu B. Gdzie są te wiekopomne dzieła czy doniosłe odkrycia dokonane w tym jakże cennym a zyskanym czasie? Wydaje się jednak, jakby po wykonaniu niezbędnych a skróconych do absolutnego minimum czynności świat zamierał w katatonicznym bezruchu i trwał tak, aż znów pojawi się coś niezbędnego do wykonania….
Pamiętam ile cierpień małego Darusia pozbawionego zupełnie zdolności manualnych kosztowała nauka wiązania butów! Ile łez, bezsilnej wściekłości i złośliwych węzełków… Zapewne zaprocentowało to w wyrobieniu nie tylko samych zdolności manualnych, ale też i kilku synapsów procentujących w innych dziedzinach. Dziś dzieci maja buty na rzepy. Na pewno jest im łatwiej. Ale tylko w tym momencie.
Ale krawata nie umiem wiązać do tej pory. Bo ja jestem ten klient bardziej awanturujący się…

Matura 1960 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?
(……..)
Matura 2020 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.

Komentarze

comments