Na samym początku szkoły nauczycielem gimnastyki był pan Horst. Właściwie głównie chadzaliśmy na pływalnię. Inne grupy biegały za piłką, goniły i skakały a my tylko pływaliśmy. Schodziliśmy do wilgotnych podziemi gdzie śmierdziało stęchlizną i chlorem. Stawaliśmy w szeregu, w samych majtkach przed panem Horstem, drżący z zimna i niepokoju, a później na komendę wskakiwaliśmy do wody. A on przechadzał się wzdłuż basenu a na twarzy miał odrazę i strach. Nieraz zamierał z wytrzeszczonymi oczami wpatrując się jak zahipnotyzowany w migoczącą od świetlówek taflę wody. Jakby nie mógł się uwolnić od chorej fascynacji. Jakby ciągnęło go niej i odpychało. A nie daj Bóg by go ktoś ochlapał – krzyczał wtedy i tupał jakby go oblano szczynami albo gównem. Bał się i brzydził. Wtedy taki delikwent musiał wypić dziesięć łyków wody prosto z basenu, a on patrzył na tą karę z zaciśniętymi ustami…

Najpierw wykonywaliśmy kilka nieskoordynowanych ruchów wedle instrukcji naszego instruktora a później następowała katorga która śniła mi się jeszcze przez długie lata… Kto dłużej wytrzyma pod wodą… Kto pierwszy się wynurzył, prócz zwyczajowych dziesięciu łyków, szedł z panem Horstem na zaplecze do ukarania. Nikt nigdy nie mówił co się tam wydarzyło. Ten, który wytrzymał najdłużej również szedł, ale po tajemniczą nagrodę. Nikt tak naprawdę nie liczył na to ostatnie, tylko panicznie bał się wynurzyć pierwszy. Johann miał najkrótszy oddech. Nasz nauczyciel karał go już chyba kilkanaście razy a ten wychodził z jego kantorka z przerażonym nieobecnym spojrzeniem, a do wody wchodził ze strachem. A z czasem z panicznym lękiem. Któregoś razu Johann wygrał. Nie wynurzył się wcale. Pan Horst biegał tam i z powrotem po brzegu piszcząc i machając rękami strzępy komedn, ale do wody nie wszedł. A my holowaliśmy bezwładne ciało Johanna do drabinki…

A nasz nauczyciel krzyczał niezrozumiałe słowa jakby się tłumaczył, że to nie on zostawił odkręcony wylot i że to nie jego wina. Że woda się już wdziera do przedziału sypialnego i trzeba zamykać grodzie. Wołał po imieniu jakichś kolegów żeby ratować resztę i biegał od drabinki do drabinki walcząc ze sobą jak z lewiatanem o wejście do wody. Wreszcie nieprzytomny usiadł pod ścianą i wyszeptał zbielałymi wargami – to na nic…. nikt się nie uratował…. –

Komentarze

comments