Wiadomo, że Chopin nie umarł na gruźlicę, a Lenin ze starości. Ale jak to wytłumaczyć szkolnej dziatwie?.. Hipokryzja.
Odnalezione ostatnio historyczne dokumenty rzucają światło na brane do tej pory za legendy wydarzenia w historii Krakowa,. Dotyczy to historycznych, jak się okazuje, postaci takich jak Smok Wawelski, Szewczyk Skuba i książę Krak. Wszystko to opisane jest przez współczesnego im nadwornego kronikarza księcia Kraka. Umiejscawia to i bardzo uwiarygadnia w czasie i kontekście wydarzeń międzynarodowych tak przedmiot opisu jak i wydarzenia. Przedmiotem opisu jest gruba warstwa faktograficzna, która szczegółowo, często nawet drastycznie opisuje wydarzenia związane ze wzmiankowanym Smokiem W. Uczeni będą się jeszcze spierać czy był rok ok. 600 czy 800 ne, bo nie mogą uprecyzyjnić innych odnośnikówAle niech mówią fakty – panowanie księcia Kraka bez męskiego potomka, za to córka – Wanda. Przybycie Smoka -„…potwora zielona, na czterech, alibo też dwóch nogach wedle potrzeby chodząca, paszczy wielkiej zębiatej, oczu łypiastych, z kolcami na grzbiecie i sprośna wielce, jako to z przyrodzeniem wielgiem bez nijakiego okrycia się okazująca…”

Wszyscy zapewne znają legendę o Smoku Wawelskim, o dziewicach, bydełku, bladym strachu, szewczyku itp. itd. Jak to w legendach, jest w tym wiele prawdy, jednak prawdy przefiltrowanej przez wieki, dostosowywanej do bieżących potrzeb politycznych, wreszcie sprawa dydaktyki i poprawności politycznej…
Cała sprawa była oparta na delikatnej równowadze sił. Książe Krak zdawał sobie sprawę, że gdyby całą siłą natarł na gada, pewnie by go i uśmiercił, ale straty porównywałyby go do Pyrrusa. Poza tym stwierdziwszy, że smok również wie o tym i nie dąży specjalnie do konfrontacji, wykorzystywał go jako przeciwwagę dla roszczeń rady mieszczan.
Smok tymczasem stał się wielką atrakcją turystyczną. Wszedłszy w komitywę z niejakim Skubą, czeladnikiem szewskim, który ogrodzić kazał teren i zbierał opłaty za oglądanie smoka, a cóż dopiero za chęć pojedynku z tymże. Nie bez tego żeby i do szkatuły księcia z tego tytułu coś trafiało.
Nie było to jednak zupełnie bez kosztów. Otóż smok, bestia, jak z opisu wynikało – sprośna, wymagania miał spore. Nade wszystko przedkładał dziewice, ale nie gardził innym towarem do tego stopnia, że konsumował nawet bydło domowe.
Dziewice owe najpierw wybierane losowo wracały po jakimś czasie (acz niechętnie) do domów, jednak i później często odwiedzały smoka w jego jaskini. Gdy wieści o czynach i możliwościach smoka rozeszły się po grodzie – nie było problemu z naborem ochotniczek – spontanicznie powstała lista kolejności.
I tu zaczęły się problemy. Wśród męskiej populacji grodu zrazu szemrania, później rozległ się już zgoła głośny tumult, by ten proceder ukrócić jako przyzwoitość wszelką obrażający, a prawowitym małżonkom i potencjalnym narzeczonym wielką szkodę i ujmę przynoszący. Książę był między młotem a kowadłem. Z jednej strony wpływy (coraz większe) do kasy i bat na mieszczan, a z drugiej strony coraz większa desperacja tychże i spadek urodzin praktycznie do zera… A i Wanda zaczęła się jakoś dziwnie zachowywać… .
I źle by było z grodem, bo tu i ówdzie zaczęły się tumulty i rozruchy krwawo pacyfikowane przez gwardię książęcą, zdarzały się tragedie – mężowie zamykali żony na klucz – te częstokroć popełniały samobójstwa lub mściły się śmiertelnie na mężach. Ci nie pozostawali w tyle – i samobójstw z rozpaczy i morderstw w desperacji było sporo. Wyludniał się gród.

Na szczęście rozwiązanie znalazło się samo. Gdy dotychczasowy impresario smoka – Skuba, przyłapał tegoż in flagranti ze swoją narzeczoną. Był to koniec przyjaźni, koniec współpracy i koniec narzeczeństwa. Ale nie był to koniec sprawy. Jak to często bywa u ludzi małego ducha, małego wzrostu i małego… no… był ów szewczyk mściwy nad wyraz . Postanowił smoka zgładzić. Jako że w pojedynku było to niemożliwe – wziął się podstępu. Na podgrodziu w osadzie Dębniki mieszkała kurtyzana bardzo już w latach i przez chorobę dręczona okrutną. Zwali ją Baranica, bo w baraniej kapocie bez względu na pogodę chadzała. I ową Baranicę Skuba perfidny smokowi podsunął uprzednio na owcę udatnie ją rasując. Smok zachłanny, a urozmaicenia lubiąc skonsumował owieczkę wdzięcznie pobekującą z rozkoszy i udał się na spoczynek. Aliści spać mu nie było dane. Nocną porą poczuł pieczenie ogromne. Wskoczył do Wisły chłodząc piekące miejsce i wodę pijąc łapczywie. Dalej historia pokrywa się z legendą. Czy to z szybko rozwijającego się w smoczym organizmie bakcyla, czy od nadmiaru wody- smok pękł. Do tej pory bardzo niewskazane jest kąpać się w tej rzece pod groźbą wielu chorób skórnych i pewnie nie tylko.
Taka jest prawda historyczna – przez wieki mimo ewidentnych dowodów ignorowana i fałszowana. Hipokryzja…
Gród długo wracał do spokoju i normy. Męska część wiwatowała ciesząc się i ucztując na cześć szczęśliwego zakończenia, żeńska płakała i z zemsty swoim mężom robiła życie nieznośnym…

W ogólnym zamęcie nikt nie zwrócił uwagi na znalezione zwłoki niejakiego Skuby uduszonego damską bielizną…
W innym świetle również jawi się sławetny skok do wody z baszty Wandy co nie chciała Niemca. Pewnie, że nie chciała… po smoku?…

Komentarze

comments