Zenek nie pił dużo. Ale kiedyś kupił wino a tam złota mysza! I mówi ona, ta mysza znaczy, że jak ją szybko wypuści to ma trzy życzenia. On. Zenek znaczy. Ale Zenek chytry nie był, nad dobra materialne przedkładał inne wartości, a ona była tak piękna, że się Zenek od razu zakochał! I pieprzyć tam życzenia, albo nie! Ma jedno! Żeby się z nią ożenić! No to dobył korkociąga, ale ten się od częstego kręcenia złamał a mysza mu pokazuje na zegarku, że czas płynie i za chwilę oferta będzie nieaktualna. No to rąbnął Zenek w desperacji szyjką o poręcz przed sklepem… No i źle się stało… Odcięty łebek złotej myszy wyszeptał mu tylko, że zawsze go kochała i niech uratuje jej siostrę też uwięzioną w butelce. Pocałowała go na pożegnanie i skonała… Od tej pory Zenek systematycznie kupuje wino i szuka siostry złotej myszy…

Staszek policjantem był. Kiedyś gonił złodzieja tak zawzięcie, że potknął się i połknął gwizdek. Utkwił mu tak niefortunnie, że nie szło go wyjąć nawet operacyjnie. I od tej pory, gdy tylko zaczął szybciej oddychać, świstał tak przeraźliwie, że wszystko co żywe uciekało, kryształy pękały a ludziom gotowały się plomby. Jako policjant pracować już nie mógł, bo nie licował taki gwizd z powagą służby. Nawet poruchać nie dał rady, bo co przyśpieszył… Świstakiem go za plecami wołali śmiejąc się z nieszczęścia. I byłby przepadł, gdyby wuj mu nie załatwił pracy na kolei. Od tej pory, na miejscowym dworcu kolejowym, gdy zajeżdża pociąg – wychodzi Staszek, robi kilka pompek i przysiadów i dyszy. To sygnał odjazdu.

A Józkowi ukazała się matka Boska w kostiumie biedronki. Szła se drogą kiedy w rowie odpoczywał, bo droga i upał męczące. Przysiadła i Matka. I tak zagaja – no co tam Józuś? – A tak patrzy, że się Józkowi wszystkie grzechy naraz zgagą odbiły! Żeby zyskać na czasie, wyjął flaszke i poczęstował. Matka szyjkę przetarła, łyk wzięła, skrzywiła się bo ciepłe i wzdycha ciężko. To Józek zagadnął – a Matka co tak za robaka przebrana? – A bo widzisz Józiu, objawienie szłam robić, pastuszkom się pokazać, coś tam nawinąć z notatek i miałam do wyboru Zorro, muchomora i biedrone… Ale gówniażeria teraz grymaśna – niczego już nie pasie a z kostiumów to tylko ksieżniczki, wróżki albo gwiazdki pop. To ide się przebrać za te france Zębuszke…

I któregoś dnia spotkali się w jednym autobusie PKS. Zenek jechał podpisać się w pośredniaku, licząc na uzupełnienie kolekcji w miastowym sklepie. A tęsknota wielka go męczyła za złotą myszą, aż mu w gardle zasychało! Staszek jechał na szkolenie z machania chorągiewką i gwizdkiem. Miał nawet być prelegentem, a póki co chadzał dostojnie i powoli, by tego przekleństwa co darem się stało nie rozdrabniać. A Józio nygus tylko biedronkę palcem na szybie szturchał i życzenia obmyślał co by sobie sprawić chciał jak ją już do nieba pośle. I powysiadali każdy na swoim przystanku nic zgoła o sobie nie wiedząc…

Komentarze

comments