Idziemy na wybory! Choćby po to, by później móc się wściekać. Na swojego faworyta, na swój wybór, na to jak bardzo uwierzyliśmy w ich kiełbasę…
Nie jest tajemnicą, że należę do tej grupy, która obecnej władzy serdecznie nie znosi. Nie miejsce tutaj bym wymieniał za co – pisałem to już wiele razy i chyba raczej jest to zrozumiałym. Tak sobie myślę patrząc na statystyki, że poprzednie wybory parlamentarne nie tyle wygrał PiS, co przegrała koalicja PO / PSL. I przegrała słusznie. Takiego zadufania, pychy i serii zaniechań długo szukać w historii. Sęk w tym, że po złodzieju w białych rękawiczkach przyszedł cham z łomem. Ale już też nie o tym.
W nadchodzących wyborach przeraża mnie jedno – banał, że aż dziw że się powtarza – nie ma na kogo głosować. I trzeba wybierać rodzaj wpierdolu. Rodzaj żaby którą trzeba połknąć. Bo głosować na cudaczną koalicję której jedyną ideą jest odsunąć od władzy obecnych? Inicjatywa w aktualnej sytuacji może i pociągająca, ale na ich nieszczęście oni wszyscy już dali się poznać, a tryumfalny powrót eleganckiego, światowego złodzieja – cóż, może byłby i lepszy, ale wydaje mi się że cała wielka operacja wyborcza jest tego niewarta. I czuję się podwójnie oszukany. Bo nie słyszałem ani słowa refleksji, rzetelnej analizy czy choćby słowa przeprosin. Tylko szydera o władzy i zachłystywanie się krzywdą narodu która aktualnie się dzieje. Którą pośrednio oni sprokurowali! I stroją się teraz w piórka obrońców prawa, konstytucji i i innych porządków, po których sobie harcowali do woli. Fakt – naprzeciw obecnych to był niewinny balet, ale tacy święci jakimi by się chcieli przedstawiać nie są.
Kandydaci niezależni? To się udaje bardzo rzadko. To musi być mąż stanu, który ma na tyle siły i charyzmy, na tyle sprytu i socjotechniki że porwie tłumy. No i musi mieć sporo kasy, bo nie mając armii fachowców od PR, sztabu organizującego mu serie spotkań i głoszących jego myśl we wszystkich mediach – raczej słabo…

A teraz wybory lokalne i wielka próba sił. Wyobraźmy sobie taki koszmar – jest władca wieloletni, mieniący się apolitycznym. Gdzie jego „apolityczność’ polega na znajdywaniu słabych ogniw w różnych ugrupowaniach i różnymi sposobami (korupcja ma wiele twarzy) sprawia, że stają się jego klientami. I nie narażając się żadnemu z ugrupowań, starając się tylko równo dzielić łupy balansuje tak od lat. Jednych drugimi trzyma w szachu i szczuje na siebie w razie potrzeby. A korzyść zawsze po jego stronie. Chwali się osiągnięciami dla miasta; owszem są. Ale to jest chyba normalna jego praca – prezydent miasta ma takie zadania! To tak jakby piekarz chwalił się, że chleb upiekł a szewc że buty zrobił. I ta pozycja pozwala mu na sprawowanie władzy omalże absolutnej. Deweloperka szaleje mając w pogardzie nawet to, co w naszym mieście najcenniejsze – zabytki. O innych wybrykach pisał nie będę. A zwasalizowane ugrupowania polityczne są do tego stopnia ubezwłasnowolnione, że rzadko wystawiają kandydatów. Wystarczy im, że przeciwnicy też nie wygrają.
Z drugiej strony przychodzi postać obrzydliwa i kuriozalna jak cała ekipa obecnie rządząca. Zapowiadając zemstę hunwejbinów i moherową krucjatę. A wcześniej jako rodzina dali się poznać skrajnym cynizmem i złodziejstwem. Wyglądałoby to na pojedynek Smoków Wawelskich.
Jest też kandydat niezależny. Który od lat usiłuje zostać prezydentem punktując miłościwie nam panującego, wytyka błędy i pokazuje alternatywne rozwiązania. Uwiarygadniają go dwie rzeczy – robi to za własną kasę poświecając czas i niemałą fortunę i to, że nagle rzuciły się na niego inne ugrupowania. Nawet w Wyborczej ukazał się obrzydliwy i dość nieporadny paszkwil na jego temat. I nie wiem na ile notowania są zmanipulowane, ale liczy się w grze. Tylko że matematyka bez litości pokazuje, że głosowanie na niego to głosowanie na Koszmarną Pretendentkę. Bo tylko Umaczany Król ma z nią szansę. I tu powtarza się bon mot z zepsutej katarynki – nie ma na kogo…
Ale tym razem pójdę. Zaciskając zęby, odwracając głowę z obrzydzenia, lecząc raka gruźlicą – zagłosuję…

Komentarze

comments