Dwie sprawy które mocno się łączą. Wolna wola czyli decyzyjność. Decydowanie o sobie. O swoim ciele i duchu. O swoim życiu.
Czasem traktujemy rzeczy zastane i nomen omen uświęcone jako constans oderwany od rzeczywistości. Natomiast postacią która jak mało kto mogłaby sobie postawić hasztag „#metoo” jest Matka Boska. Bo czy ktoś ją pytał o zdanie? Nie? Czyli MATKA BOSKA ZOSTAŁA ZGWAŁCONA! A później jeszcze ten bezczelny anioł zwiastuje, że ją duch wyruchał i będzie miała syna którego jej zajebią w męczarniach. Ależ będziesz miała Maryś super! Ale jesteś za głupia żeby to docenić, więc zadecydowaliśmy za ciebie. Raz się tylko anioł zachował, bo powiedział Józkowi do słuchu, gdy ten chciał się zabrać i odejść. Nie wiem co mu powiedział, może obiecał, że mu zrobi to samo? W każdym razie Józef chował cudzego bachora i uczył go w ramach stolarki i ciesielki krzyże strugać. A duch nie poczuwał się do żadnych alimentów…
Oczywiście że trywializuję i upraszczam. Tak samo jak chrześcijanie robiąc z tego słodką laurkę. Nikt się jej nie pytał. Bo po co? Wszak to tylko kobieta! To jest jaskrawy i jakże czytelny przykład obrzydliwej, paternalistycznej postawy judeochrześcijańskiej.
Matka Boska – została dodana do panteonu, bo w każdej innej religii zawsze był pierwiastek żeński. Chcąc więc zagospodarować to pole, dodano Matkę Wszystkich Matek. Ale na wejście ustawiono ją na swoim miejscu – gwałtem dyscyplinującym. Pokazującym wyraźnie rolę i miejsce. I na jej przykładzie rolę i miejsce kobiety. Gwałt jako geneza nowego i wiecznego przymierza. Gwałt jako sposób spłodzenia zbawiciela! Gratuluję pomysłu. To albo chory pojeb albo po prostu rzutowanie podświadomych pragnień i lęków grupki pastuchów sprzed tysięcy lat. Mizoginizm podniesiony do rangi religii.
To gdzie jest ta sławetna wolna wola i możliwość wyboru drogi? Bo widzi mi się na tym (i wielu innych przykładach z tej wesołej książeczki) przykładzie, że ta wolna wola dotyczy jedynie entuzjastycznego przyjmowania wszelkich kaprysów i fanaberii „stworzyciela”. Pomijając że ten biblijny paradoks „wolnej woli” jest logicznie nie do obrony. Bo jeżeli Bóg, będąc wszechwiedzący wie, że pójdę złą (wg Niego) drogą, to znaczy, że jest to już zdeterminowane! Co więcej – wie, że wybiorę wbrew jego regulaminowi i będzie mnie za to karał. A więc z góry wie, że mnie ukarze. Czyli sadysta stwarza mnie, bym cierpiał! Czyli ani logiczny ani miłosierny! Albo wcale nie taki wszechwiedzący. A swoją drogą – jeżeli On, gdy kogoś kocha, to doświadcza go w sposób okrutny, to już wolę żeby mnie nie lubił. Zwłaszcza gdy popatrzę na jego Naród. Umiłowany. Wybrany. No co za deal! Ja was będę kochał (czytaj – przeciągnę was przez najgorszą z możliwych masakrę rozciągniętą przez tysiące lat) a wy będziecie nieustannie odstawiać jakieś absurdalne jasełka – zestaw idiotycznych zwyczajów, przykazań i obostrzeń w każdej dziedzinie życia. A wszystko to przybrane i ociekające wręcz miłością.

Więc w sytuacji, gdy nawracającemu mnie dyskutantowi braknie argumentów i sięgnie do wytrycha „Jezus i tak cię kocha” pytam na ogół – „dobrze, ale dlaczego w pupę?”

Komentarze

comments