Budzik wyciągał mnie gwałtem ze snu. Jeszcze chwilę dzwoniło mi w głowie a całe ciało krzyczało w proteście. Jak co rano rozważałem możliwości „co by tu zrobić, żeby nie wstawać” . Ale świadomość tego, że konsekwencje będą o niebo większe niż ewentualny zysk w postaci najwyżej półgodzinnej drzemki stawiały mnie na nogi.
Usiadłem. W głowie karuzela. Nie żebym wczoraj coś pił. Tak jakoś od pewnego czasu mam, nie wiedzieć dlaczego, gdy wstaję. Ziewnąłem aż zacharczało w gardle i zacząłem się przeciągać. Delikatnie, bo w lewym barku zaczęło coś chrupać. Stara kontuzja – to chyba na jesień… Zmacałem stopami pantofle i powlokłem się do łazienki wyciągając asekuracyjnie rękę do przodu.
Stałem nad muszlą i wzbierała we mnie irytacja. Dlaczego to tak długo trwa? Dawniej załatwiałem sprawę raz dwa a teraz stoję i stoję… Niby wiem dlaczego, ale chyba to za wcześnie!?.
Pomimo paru uników nałożyłem szczoteczce pastę na grzbiet i zacząłem szorować zęby. Dziąsła mnie piekły a piana stała się różowa. Wypłukałem usta obejrzałem zęby – to nie był dobry pomysł…
Jeszcze jedna, ostatnia z zestawu tortur porannych – golenie. Od jakiegoś czasu staram się odwlec moment spojrzenia w oczy gumowej gębie w lustrze. Westchnąłem ciężko. Zadarłem brodę do góry naciągnąwszy skórę na szyi (cholera, wisi jak u mastiffa). Czym prędzej namydliłem całą twarz. Czekając aż zarost zmięknie patrzyłem sobie w oczy. Coraz gęstsza sieć zbiegająca się w kurze łapki przy oczach, fioletowe wory. Spuściłem wzrok, ale że trudno się golić nie patrząc, musiałem spojrzeć ponownie. Dlaczego cholera mam takie cierpiętnicze spojrzenie?! Jakbym już był zmęczony, a to przecież rano! Takie smętne, wiszące spojrzenie i te czerwone spojówki. Odwróciłem twarz bokiem i westchnąłem z irytacją na siwe krzaki z uszu… Ściągnąłem maszynką pierwszy płat piany. Zawahałem się. Właściwie nie chciałem oglądać tej twarzy. Znów zrobiłem gest maszynką – zatrzymałem się. Wszystko zaczęło się we mnie buntować. Nie mogłem, naprawdę nie mogłem już patrzeć na tą obmierzłą gębę!..
Dlaczego właściwie tak jest? Przecież kiedyś uchodziłem za przystojnego! Może nie byłem modelem, ale nie miałem się czego wstydzić. Więc co jest?! Patrzę w to lustro już ponad 50 lat i jeszcze nigdy nie miałem takich oporów!..
No cóż – westchnąłem – czas! Wszystko się z czasem zużywa!
Zdjąłem lustro i odstawiłem szkłem do ściany. Od razu poczułem się lepiej. Goliłem się po omacku pogwizdując. Po drodze z pracy kupię nowe.

 

 

Komentarze

comments