Szeryf był bardzo zajęty. Swoją śliczną, polerowaną sto razy dziennie gwiazdką puszczał kolejne stado zajączków. Złote refleksy skakały po ścianach, portretach ponurych zarośniętych drabów z podpisem DEAD OR ALIVE.
-Wszyscy bandyci nazywają się tak samo – pomyślał – Dziwne…- wzruszył ramionami szeryf – pewnie bracia – domyślił się – ostatecznie kuzyni, ale od strony ojca, bo od matki nazywaliby się inaczej –
Uśmiechnął się chytrze. Tak, tak! Szeryf był nie lada głowaczem! To nie kto inny jak on wymyślił stalowe osłony na stopy, kiedy po raz szósty przestrzelił sobie prawą stopę przy zamaszystym wkładaniu rewolweru w olstro. Podpatrzył to u rewolwerowców i ćwiczył w wolnych chwilach. Teraz wprawdzie trochę ciężko się chodziło a i rykoszety bzyczały jak osy, ale za to stopy były już całe! Niebawem wszyscy szeryfowie na zachodzie nosili takie stalowe nastopniki.
Nagle ukochana gwiazdka szeryfa wyleciała mu z ręki, tocząc się po stole i oślepiając braci Deadorelive patrzących ponuro ze ścian. Szeryf zamarł – stukot końskich kopyt nie należał do żadnego ze znanych mu koni! Główną ulicą Północną prowadzącą prosto na południe jechał samotny jeździec. Szeryf wyjrzał ostrożnie zza firanki i zamarł. Potwierdziły się najgorsze wieści roznoszone przez woźniców dyliżansów, sprzedawców pamiątkowych skalpów czy wędrownych szulerów – do miasta wjeżdżał … jeździec z głową!
Dłoń wsparł na rękojeści rewolweru i obrzucał ciężkim wzrokiem puste okna z przyczajonymi mieszkańcami.
Tłum jednorękich bandytów obserwował go z zapartym tchem zza okiennic saloonu.
Jeździec bez głowy bez słowa i bez zwłoki siodłał konia. „Nie zostaniemy tu ani chwili dłużej!” pomyślała głowa bez jeźdźca leżąca w jukach juczonych na konia jeźdźca bez głowy. Kobieta z brodą spojrzała przeciągle i z wyrzutem na kobietę z nosem.
– to twoja sprawka? –
– ależ skąd – pokręciła nosem kobieta z nosem
– no nie wiem!… pewnie chciałaś się odegrać za tego szulera z perskim okiem i sześcioma winnymi asami!…- powiedziała kręcąc nerwowo kędziory
– asy były niewinne a ty byś się mogła wreszcie ogolić! –
– Wiesz że to u nas rodzinne, wszak pochodzę w prostej linii od Henryka Brodatego!
– A ja od Cyrana de Bergerac! –
– Chyba od Pinokia – mruknęła brodata i zaczęła czyścić rusznicę.

Słychać było tylko szczęk broni, człapanie obcego konia i chichot przedsiębiorcy pogrzebowego.
Dwuręki jeździec z głową przebył już pół miasteczka. Napięcie wzrastało! Nikt nie wiedział co zamierza, dokąd się udaje i co mu strzeli do głowy…
Grupa jednorękich bandytów naradzała się półgłosem odpalając sobie nawzajem papierosy.
– trzeba będzie paru powiesić dla przykładu za palenie w niedozwolonym miejscu – zanotował w myśli szeryf – niech no tylko uporam się z tym gagatkiem….
Jeździec tymczasem mijał już południowe rogatki miasteczka. Zerwał się wiatr i podniósł kurzawę, pędząc za nim papiery, suche liście, badyle i sombrero zapomnianego bandżysty… To mieszkańcy odetchnęli z ulgą. Tym razem udało się przetrwać…

Komentarze

comments