Jest potrzebny wróg, najpierw wewnętrzny, by skonsolidować to buractwo zwane szumnie Narodem. Jak się już z tym upora – można go, trzymając na krótkiej smyczy napuszczać na rożnych sąsiadów. A tak ukierunkowana uwaga motłochu, po pacyfikacji wewnętrznej pozwala robić wszystkie sztuczki świata we własnym gronie. I na własną korzyść. Przerabiano to w historii mnóstwo razy. Ostatnio w takiej skali duet Hitler i Stalin. Jako że czarnych ani żółtych u nas nie ma w wystarczającej ilości, Żydzi też są bardziej wyimaginowanym bytem, cykliści zbyt powszechni i jak tylko zsiądą z bicykla, to ciężko ich rozpoznać – trzeba znaleźć wroga na tyle wyraźnego by był rozpoznawalny, by nie dawał się tak łatwo zgnieść, ale na tyle słaby, by nie było kłopotu przy pacyfikacji. Następnie się go odczłowiecza, pokazuje jak czyha na nasze dobra i pozwala uwolnić najniższe instynkty. Do tego stopnia, że cała masa prawomyślnych obywateli np. we wpisach np. na social mediach jawnie i dosłownie odwołuje się imiennie do Adolfa. A więc działa…

Inteligencja i wrażliwość zawsze przegrywa w starciu z tupetem, chamstwem i brutalnością. Taki burak wyzwolony z okowów strachu przed odpowiedzialnością, nie ma żadnych wątpliwości ani refleksji. Po prostu robi co chce, bo może. I żadna dyskusja tu nie działa. A inteligent dostając w morde, po próbie dyskusji usiłuje znaleźć przyczynę, i próbuje go usprawiedliwiać, bo na pewno miał biedaczek ciężkie dzieciństwo i wrogie społeczeństwo go tak ukształtowało…

Tak się zastanawiam, może trzeba odłożyć przekonania, idee, wrażliwość i na każdym kroku prać się z tym chamem walcząc o przetrwanie? Przemóc obrzydzenie i tak samo wrzeszczeć wylewając potok gnoju, tak samo oszukiwać patrząc w oczy? Bo to jest jedyny język, który ów cham rozumie. Może trzeba być większym chamem dla którego ów natychmiast nabiera szacunku?
Tylko czy to nie jest wtedy największa porażka? Że zmuszono nas do działań na tym polu? Sprowadzono nas do tego poziomu? Co w takim razie chcielibyśmy ocalić walcząc z chamem jego metodami? A co tracimy nieustannie ustępując?
I co jeżeli cały aparat państwowy, wszystkie jego instytucje stają się takim brutalnym chamem, któremu pozwolono bić. Bić tych, do których zawsze miał skrywane kompleksy, albo są na tyle wyizolowani w społeczeństwie, że nikt się za nimi nie ujmie?

Przeżywałem to w latach ’80 jako młody punk. Nie chcę się tu porównywać, bo to był mój wybór, wiedziałem w co wchodzę i w każdej chwili mogłem się uczesać i przebrać. Tym niemniej propagandowo skanalizowana frustracja społeczna powodowała, że bić (próbować) mógł każdy – wypity robotnik wracający z szychty, pani w sklepie oskarżyć o próbę kradzieży, kierowca w autobusie, nawet menel, nie mówiąc o milicji. Nawet propagandowo nakręceni żołnierze na przepustkach.
Akcja rodzi reakcję. Tak długo było plute i szczute na tę społeczność, że nagle się przelało. Dlatego nawet jeżeli nie wszystkie akcje LGBT mi się podobają czy znajduję rozsądnymi – popieram całym sercem. Właśnie skończyły się dobre miny do złej gry. Skończył się czas bezkarnego poniewierania. Walczą o swoją godność, prawo do życia jak chcą. Zwłaszcza, że żyjąc jak chcą nie atakują nikogo i do niczego nie zmuszają. (Czuję się jak idiota pisząc takie prawdy oczywiste.)

Jeszcze jedno niebotycznie zdumiewa mnie w tych ostatnich wydarzeniach – wszak w olbrzymiej społeczności katolickiej są ludzie mądrzy i rozsądni. To nie obraża ich Głódź czy inny skurwysyn, długiej listy wybryków (a nawet przestępstw) nie chce mi się wymieniać, bo wszyscy znają. Nie obrażają ich niezliczone pedofilskie skandale, wszechobecna pazerność, przekręty i prostytuowanie wiary przez kapłanów, stumilowe odstępstwa od słów i czynów ich mistrza? To wszystko jest akceptowalne. To nie obraża ich uczuć religijnych. Natomiast szmatka w tęczowych kolorach potrafi zachwiać gmachem ich wiary? Skazić? Skalać ich delikatne uczucia religijne? Pomijając że papież co i rusz wypowiada się w tym temacie dając wykładnię kompletnie różną niż oficjalnie w naszym kraju się powiela, że sam występuje na licznych zdjęciach powiewając tęczówką… Dlaczego milczą, nawet jeżeli czują że coś jest nie tak? Wszak to ich kościół i od nich również zależy jakie będzie nosił oblicze – wyszczerzonego z nienawiści, agresywnego chama, czy przyjazny zapraszający uśmiech.

Jeżeli tak ma wyglądać ewangelia i ewangelizacja, to faktycznie tylko mieczem. Bo Słowu Bożemu właśnie pozwoliliście zdechnąć…

Komentarze

comments